niedziela, 31 stycznia 2016

MUMBÓJ

Kiedy pierwszego dnia mojego pobytu w Indiach wyszłam z "hotelu" w centrum Mumbaju, byłam przerażona.
I nie to, że nasłuchałam się wcześniej o tym strasznie niebezpiecznym kraju (że brud, smród, wściekłe psy, skrajna nędza, żebracy, bezdomni, nierówności, palenie wdów, morderstwa i gwałty zbiorowe). Ja byłam przerażona, że muszę przejść przez ulicę.
Pół godziny później znalazłam się w końcu na oddalonym o 200 m dworcu (gdzie umówiłam się z pewną Hinduską), ale wtedy marzyłam tylko o tym, żeby złapać pierwszy samolot do domu. Niestety mój plecak i mnie dzieliło jakieś 6 pasów jezdni, z których każdy śmiertelnie niebezpieczny, więc zdecydowałam się zostać na dłużej. 
Przez ulicę w Indiach przechodzić trzeba spokojnie, ze stałą prędkością, bez zawahań, tak żeby kierowcy samochodów i motocykli mogli nas omijać. Na to, że się zatrzymają nie ma co liczyć. Kiedy jest się na pasach, na zielonym świetle, można spodziewać się, że będą bardziej uważni i będą jechać wolniej... ale dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie spodziewać się niczego.


To nie jest ruchliwa ulica w centrum, tylko mała uliczka gdzieś.
Zasady przechodzenia takie same.
 Tylko mniej samochodów, pasów mniej i prędkość mniejsza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz