środa, 13 stycznia 2016

NOCNE PALOLEM

Zawsze trochę żałowałam, że mam urodziny zimą.
Zimą szybko robi się ciemno, zimą jest zimno i zimą nikomu nic się nie chce... 
ale to czy masz urodziny latem czy zimą, zależy tylko od tego gdzie jesteś więc postanowiłam chociaż raz w życiu świętować na plaży.
Kupiłam sobie bilet do Indii i na dwa dni przed urodzinami dotarłam do Palolem Beach w Goa. Nawet nie pamiętam czemu akurat tam.
Pas złotego piasku, kolorowe chatki, za nimi wysokie palmy, przy każdym ośrodku knajpka (właściwie tylko podłoga i dach, bez ścian, niziutkie stoliki, przy nich słomiane maty, jakieś poduszki, kilka normalnych stolików z krzesłami).
W dzień plaża jest prawie pusta. Na leżenie plackiem na słońcu jest za gorąco. Większość ludzi popija zimne drinki lub wyleguje się z książką w hamaku przy bungalowie. Czasem plażą przejdzie jakaś krowa lub przebiegnie pies.
Ogólnie jest tam wszystko to, co maluje mi się w głowie na hasło "sielski chillout w tropikach".
Ale najpiękniejsze Palolem jest nocą.
Restauracje wychodzą ku morzu, wystawiają stoliki ze świeczkami, zapalają lampiony
i cała plaża wygląda z daleka jak wielki rój świetlików.
Pojawiają się też grille, obsługiwane przez kucharzy w wielkich białych czapach. Na górach kruszonego lodu leżą ryby. Można wskazać wybrankę palcem i czekać na nią przy stoliku, popijając zimnego Kingfishera i patrząc w stronę, z której dochodzi szum fal.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz