Będzie o książkach...
Kiedy wyjeżdżamy na dłużej warto ustalić z wspołtowarzyszami podróży kto co
czytał i kto czego nie czytał. Można wówczas po skończonej lekturze książkami się
wymienić.
Ale czasem zdarza się tak, że nie ma się już czym wymieniać.
Ale czasem zdarza się tak, że nie ma się już czym wymieniać.
Podczas naszej pierwszej azjatyckiej wyprawy leciał z nami Dorian Gray.
Ale Dorian nie przewidział, że samolot odrywa się od ziemi z taką siłą, co człowieka wciska w fotel i nieświadom niczego zajął miejsce na podłodze pod siedzeniem. Można sobie tylko wyobrażać jak z dużą prędkością płynnym ślizgiem sunął po dywanie. Nie został odnaleziony, mimo że po wylądowaniu razem z panią stewardessą przeszłyśmy pusty już samolot na kolanach.
Najwyraźniej Dorian G. nawiązał nową znajomość i wyszedł z kimś innym.
W hostelach, kawiarniach i innych miejscach, w których bywają turyści, zdarzają się półki "wymiankowe". Można książkę kupić lub wymienić na inną za drobną dopłatą. Jest nawet spora szansa, że znajdziemy książkę w naszym rodzimym języku (oczywiście tym większa szansa, im bardziej jesteśmy Anglikami czy np. Francuzami, a mniej Polakami)
W Wietnamie (choć pewnie nie tylko) jest jeszcze jedna opcja "budżetowa". Książki w wersji ksero! Mają kolorowe okładki i pełną kserowaną treść. Marginesy są na ogół dość krzywe, czasem marginesu brak i kawałek tekstu jest ucięty. Jakość druku bywa różna i często zmienia się z każdym kolejnym rozdziałem. No ale to zrozumiałe, bo przecież toner nie jest wieczny.
Tego typu "wydawnictwa" sprzedawane są dość oficjalnie na ulicznych straganach.
niby Lonely Planet |
a jednak ksero |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz