niedziela, 10 stycznia 2016

ZŁOTA KLATKA NA WYSYPISKU

Muszę przyznać, że poszukiwanie miejsca na nocleg na wyspie Koh Mook (Tajlandia), to była jedna z najbardziej szokujących piętnastominutowych wycieczek w moim życiu.
Szłyśmy drogą wzdłuż brzegu. Po obu stronach stały domy, a między nimi rosły hałdy śmieci. Jeden z domów był nowiutki, świeżo pomalowany na jaskrawy kolor, a jego mieszkańcy najwyraźniej pozbywali się zbędnych rzeczy wyrzucając je z balkonu na piętrze, przez co pod nim uformowała się już spora góra. Po tym całym syfie biegały dzieci, psy, kozy, kury. Ludzie siedzieli przed swoimi domami i piekli ryby na grillach. Wokół roznosił się odór nie do wytrzymania, który w takim upale powodował odruch wymiotny.
I nagle przestąpiłyśmy magiczną granicę. Na plaży zamiast śmieci pojawił się biały piasek, tak drobny i czysty, że piszczał pod stopami. Między czystymi domkami rosły równo przystrzyżone trawniki, klomby, żywopłoty, a ładni ludzie czytali książki na równo ustawionych leżakach. W otwartej pralni uśmiechnięte panie w białych koszulkach polo segregowały białe pranie.
Na pierwszy rzut oka zorientowałyśmy się, że to nie nasza liga (w momencie kiedy mijał nas meleks wiozący gości z walizkami na kółkach od recepcji do ich miejsca zakwaterowania), ale postanowiłyśmy sprawdzić jak bardzo nie nasza.
Miła Pani w recepcji podała nam cennik, który niestety cały był po tajsku i zrozumiałe były tylko ceny (choć mało zrozumiałe). Miła Pani poinformowała nas więc, że najtańszy nocleg jaki mają kosztuje 10000 THB za osobę (czyli +/- 1000 pln) i że cena, którą (z nadzieją) wskazuję palcem (400 THB) jest ceną śniadania.
W końcu znalazłyśmy przyjemny bungalowik z widokiem na morze, gdzie też był trawnik (chociaż nie tak zielony i nie tak równy), a rodzina właścicieli tak starała się nam dogodzić, że chętnie zostałybyśmy dłużej. Niestety świadomość, że wysypisko, które widziałyśmy wcześniej jest tuż tuż, nie pozwalała nam głęboko oddychać.

Zdjęcie nie przedstawia ani złotej klatki, ani wysypiska, tylko widok z tarasu naszego bungalowu.
Podczas "spaceru" po wyspie byłyśmy zbyt zadziwione, żeby sięgnąć po aparaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz